Pan piesek był chory...
Czasem zdarza się tak, że psu dolega coś, na co nawet technik weterynarii ze swoją apteczką nie jest
przygotowany.
przygotowany.
W kwietniu, jakieś 3 tygodnie po powrocie do Szwecji, Gibson zaczął się szudrać po grzbiecie. Było to chwilę po zmianie karmy, więc szybko przerzuciłam go z powrotem na starą karmę i umyłam szamponem przeciwpchelnym na wszelki wypadek. Niestety, kiedy po tygodniu nie było najmniejszej poprawy zdecydowałam się na wizytę u lekarza weterynarii i zaczęłam drogę przez mękę.
1. UMAWIANIE SIĘ NA WIZYTĘ
Isabela, koleżanka z pracy, która jako jedyna nie leczyła swojego psa w centrum Goteborga, poinformowała mnie, że przyjęcia odbywaja się wyłącznie po umówieniu wizyty, jedyne nieplanowane przyjęcia są w środę (to moje szczęście, oczywiście, że był czwartek). Poprosiłam koleżankę o numer do lecznicy, próbowałam się tam dodzwonić, ale jak łatwo się domyśleć ciężko wyklikać odpowiednie numerki, kiedy nie mówi się po szwedzku, a z człowiekiem nie dane mi było porozmawiać, bo mieli przerwę na lunch w tym samym czasie co ja, kończyli pracę wcześniej niż ja, a kiedy dzwoniłam w trakcie moich godzin pracy było zajęte. Poprosiłam Isabelę o umówienie wizyty, termin dostaliśmy na wtorek, razem z prikazem, żeby nic nie robić z Gibsonim grzbietem, w związku z tym Gibson wygryzł sobie dziury na tyłku.
2.WIZYTA
Nużeniec (ze zdrowyfutrzak.pl) |
We wtorek wzięłam wolne i udałam się leczyć psa, wizyta była wyznaczona na godzinę, ale wiadomo, że opóźnienia zdarzają nie tylko w NFZ. Udało nam się wejść tylko pół godziny po czasie, wywiad przeprowadzono w tonie wyraźnie sugerującym, że jestem głupia, a z Polski mogłam przywieźć właściwie każdą zarazę. Pani doktor zasugerowała nużeńca (co wiem tylko dlatego, że kiedy zaczęła rękami wykonywać ruchy sugerujące robaki pod skórą, wymieniałam znane mi łacińskie nazwy pasożytów). Nieśmiało zasugerowałam, że nie ma objawów typowych dla nużeńca i Gibbs kontaktował się tylko ze zdrowymi psami, pani szła w zaparte, stwierdziła, że to przenosi się tak łatwo, że wystarczyło, że gdzieś się położył (ale ja mam drugiego psa, śpią razem!) pobrała zeskrobiny i poszła je oglądać (30 minut, z zegarkiem w ręku). Nużeniec nie objawił się magicznie. Zazwyczaj ciężko je znaleźć pod mikroskopem, ale to, co Gibson prezentował pod kątem drapania ekwilibrystycznego mogło sugrować inwazję na poziomie chińskich podróbek iPhonów zalewających strony sprzedaży wysyłkowej, jednak na szkiełku nie pojawił się ani jeden paskudnik. Cała akcja ze zmianą karmy trwała już 2 tygodnie, więc pani doktor stwierdziła, że przecież muszą już być przeciwciała we krwi! Pobrała krew i oświadczyła, że wyniki będą za tydzień, a ja wewnętrznie umarłam (okazało się, że wysyłają próbki DO NIEMIEC!!! Co oni w Szwecji laboratoriów nie mają???). Na szczęście droga pani doktor zapisała mu szampon, składem przypominający nasz manusan, kazała umyć go przez 3 dni codziennie, a potem 3 razy w tygodniu przez miesiąc, odesłała do domu i kazała dzwonić po wyniki badań krwi.
3. REKONWALESCENCJA I EPILOG
Po trzech dniach mycia swędzenie ustało, po tygodniu otrzymałam wyniki sugerujące brak kontaktu z nużeńcem, natomiast przez telefon pani doktor stwierdziła, że to wcale nie znaczy, że go tam nie było. Doszorowaliśmy to końca kuracji, pies przestał się co prawda szudrać, ale skóra na grzbiecie dalej jest nieco zgrubiała, a włos nie leży tak ładnie jak kiedyś (walkę o powrót do poprzedniej jakości opiszę innym razem jeśli chcecie). Fun fact: ten szampon jako taki śmierdzi niemiłosiernie, ale suchy pies po nim pachnie zachwycająco!
Reasumując - za wizję nużeńca-widmo, szampon, pooglądanie zeskrobin i wysłanie próbki krwi na wycieczkę do Niemiec zapłaciłam równowartość 1500 zł. Stanowczo odradzam chorowanie za granicą. Większość psów w Szwecji jest ubezbieczona zdrowotnie, więc ceny mogą być jakie chcą, bo Szweda to niespecjalnie rusza. W UK koleżance ubezbieczenie sfinansowało dwie endoprotezy jej dysplatycznego ONka, a nie kosztowało milionów monet. Czy tylko u nas ta branża kuleje? Czy ktoś zna dobre ubezpieczenie zdrowotne dla psa?
Szampon, co ratuje tyłek |
3. REKONWALESCENCJA I EPILOG
Po trzech dniach mycia swędzenie ustało, po tygodniu otrzymałam wyniki sugerujące brak kontaktu z nużeńcem, natomiast przez telefon pani doktor stwierdziła, że to wcale nie znaczy, że go tam nie było. Doszorowaliśmy to końca kuracji, pies przestał się co prawda szudrać, ale skóra na grzbiecie dalej jest nieco zgrubiała, a włos nie leży tak ładnie jak kiedyś (walkę o powrót do poprzedniej jakości opiszę innym razem jeśli chcecie). Fun fact: ten szampon jako taki śmierdzi niemiłosiernie, ale suchy pies po nim pachnie zachwycająco!
Reasumując - za wizję nużeńca-widmo, szampon, pooglądanie zeskrobin i wysłanie próbki krwi na wycieczkę do Niemiec zapłaciłam równowartość 1500 zł. Stanowczo odradzam chorowanie za granicą. Większość psów w Szwecji jest ubezbieczona zdrowotnie, więc ceny mogą być jakie chcą, bo Szweda to niespecjalnie rusza. W UK koleżance ubezbieczenie sfinansowało dwie endoprotezy jej dysplatycznego ONka, a nie kosztowało milionów monet. Czy tylko u nas ta branża kuleje? Czy ktoś zna dobre ubezpieczenie zdrowotne dla psa?
Taniej i zapewne skuteczniej byłoby chyba "podjechać" do weterynarza do Polski. :P
OdpowiedzUsuńI szybciej! Nawet uwzględniając prom...
Usuń